Dia de los Muertos.
Meksykańskie święto zmarłych.
Dla większości - dzień swoistej zadumy, ale i radości z ponownego spotkania bliskich.
Dla Was - dzień pełen zawiści, gęstej atmosfery i ludzi, których wolelibyście nie spotkać.
Czasami jednak trzeba zrobić coś, na co absolutnie nie mamy ochoty. Jak i w tym wypadku. Bo choć na niebie wiszą ciemne chmury rodzinnej awantury, to jest to także dzień pożegnania. Wasze ostatnie spotkanie z Dolores del Campo. Waszą matką, babką, przyjaciółką. Ostatnią osobą, która spajała Waszą rodzinę...
Rozsypanie prochów i odczytanie jej ostatniej woli ma być tym, co na dobre pozwoli Dolores opuścić świat żywych i ruszyć dalej. Także musicie zagryźć zęby, schować na chwilę swoją dumę i ze sztucznym uśmiechem na twarzy ruszyć na spotkanie. Bo czego się nie robi dla rodziny, si?
* * *
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy pierwsze świece zostały ustawione na kolorowych, rodzinnych ołtarzykach. W ciężkim, dusznym powietrzu unosił się zapach tequilli, ostrych papryczek i kadzideł - zapach nadchodzącej katastrofy. Bruja położyła ostatnią gałązkę bzu i ze smutkiem spojrzała na zdjęcie swojej niadawno zmarłej przyjaciółki.
Mam nadzieję, że uda mi się im pomóc Amigo. To ostatnie co mogę dla Ciebie zrobić.
Rozglądając się po przytulnym wnętrzu baru u Pedro, jedynym neutralnym miejscu, gdzie mogła zebrać tę tykającą bombę, jaką jest rodzina del Campo, kobieta westchnęłą i pieczołowicie zaczęła wyrysowywać krąg z soli i suszonych kwiatów.
Każda bruja wszak wie, że noc de los muertos jest ciemna i pełna strachów.